ROZDZIAŁ 0: Prolog.
- "To zwierzę przewidujące, bystre, różnorakie, ostre, pamiętliwe,
pełne rozumu i rady, które nazywamy człowiekiem, zrodzone zostało w jakiś
przesławny sposób przez najwyższego boga..." Onee-chan... Co to znaczy?
- To... Hym. Wiesz przecież. Ludzie lubią się dowartościowywać, Ayaki...
-A my?
-Co my?
- My nie musimy, onee-chan?
- Nie. My musimy ich chronić.. Przed takimi jak my, ale złymi. Przed tymi,
którzy zabili mamę...
- Dlatego jedziemy do cioci Annie? Pomóc jej?
- Dokładnie tak, Ayaki. Dokładnie...
Ciemność... Krzyk... Smak krwi i ten doskonale znany metaliczny zapach...
Rozpacz... Tęsknota... Strach. Białe kwiaty, spijające szkarłatną, mieniącą się
w popołudniowym słońcu krew umierającej, niczym życiodajną rosę. I złowrogi
błyska stali. Świst powietrza, szczęk ostrzy. Płacz dziecka. Dziewczynki
pozostawionej samej sobie w ciemnym, zimnym i ponurym korytarzu starej,
murowanej posiadłości. Chwilę później... czerwone języki piekielne wzięły w
objęcia budynek. By obrócić go w proch.
Wypadek? Nie sądzę...
Kara boska? Ale ta kobieta była taka dobra...
Nie szczęście? Dość już wycierpiała.
Zemsta?... Zemsta.
To była ona. Przyszła cicho. Nie wiła się, nie skradała. Przyszła w
słoneczny dzień. Pod postacią ukochanego mężczyzny. Jednego mężczyzny. Przyszła
wymierzyć karę za zdradę. Ale czemu?
Nie kochała go? Przecież był całym światem. Więc czemu?
Był ktoś inny? Przecież kochała go nad życie.... I nikogo już nie pokocha.
Ale nadal gryzie to pytanie - czemu? Bo była inna? Czy to wystarczający powód
by zabijać kobietę, która dała życie jego dzieciom? Jego córkom? ...
Tak. Czemu?
Czemu? W imię ideałów. W imię jego chorych ideałów.
- Onee-chan... Onee-chan! - Poczułam nagle szarpnięcie ze rękaw. Zerknęłam w
lewo. Wielkie, fioletowo-szare oczy wpatrzone we mnie jak w obraz. Do tego czarna, krótka
fryzurka. Ostatnie kępki włosów delikatnie muskały kark i ramiona. Do tego skośna grzywka, lekko zasłaniająca lewe oko. Dalej owalne okienko. I piękne,
błękitne niebo. Samolot? Czyli to nie był sen...
- Gome, Ayaki...- Szepnęłam, wymuszając uśmiech. Pogładziłam ją po czarnej
główce. Ale ona ma delikatne włoski. Gdy byłam młodsza wyglądałam zupełnie jak
ona. Teraz różni nas tylko kolor włosów. Moje są jaśniejsze. Brązowe, do pełnej czerni trochę im brakuje. Takie w kolorze gorzkiej czekolady, bardzo gorzkiej. Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy położyła główkę na moim ramieniu.
Te same oczy, rysy twarzy... Mogłaby być moją córką. Tak. Córka dwa lata młodsza od matki. Nie.. to jednak nie mogłoby mieć miejsca. No.. bo jak by to do cholery wyglądało?! Siostra. Tak, siostra. Nadal gładziłam ją po hebanowych włosach. - Śpij... Jeszcze daleko...
Tak. Czekało nas jeszcze co najmniej pięć godzin w samolocie. Jeśli pójdzie
dobrze, może z cztery. Poprawiłam arafatkę w czarno-białą kratę. Nikt nie może
zobaczyć bandaża. Nikt. Po chwili zajęłam się wygładzaniem fałdek na mojej
sukience. Tych na udach. Krótka do połowy uda, ciemna. Z falbankami i koronką,
białe delikatne wstążeczki wiązane pod biustem, w tym samym kolorze, co te,
przy koronkach i falbankach. Do tego ciemne zakolanówki i botki na obcasie.
Bardzo kobiecy zestaw. Chyba trochę za bardzo jak na mnie. Nigdy nie lubiłam
zwracać na siebie uwagi. Byłam jak cień. Lubiłam to. Ayaki chyba to zauważyła.
- Oj przestań już... - Powiedziała lekko rozbawiona. - I tak jesteś śliczna.
Zaśmiałam się cicho, obejmując ją ramieniem. Miała na sobie ciemne szorty i
czarno-zieloną koszulkę z napisami. Do tego obowiązkowo czarne pod kolanówki w
kolorowe wzorki i trampki. Tego nauczyła się ode mnie. Ech... Jakie my czasem jesteśmy
podobne. Aż za bardzo. Mając młodszą siostrę nie masz miejsca na oryginalność.
Chyba każdy tak ma...
Zasnęła szybko. Obie byłyśmy bardzo zmęczone ostatnimi wydarzeniami. Tym
wszystkim. Uciekaniem, ukrywaniem się, płaczem, strachem. Ale tamtego dnia...
To wszystko się zmieniło. Kiedyś musiało, prawda? Po tragedii jedyną osobą,
która wyciągnęła do nas pomocną dłoń była ciotka Annie. Sistra mamy. Młodsza
siostra. Jedyna osoba, która wie, kim, albo może, czym jesteśmy. Przez telefon
mówiła, że nie może zostawić nas samych. Płakała. Bała się o nas. Że wróci, że
nas też straci. Dobra kobieta. Bardzo dobra. Pomaga innym jak tylko może. Jest
dyrektorem dużej firmy. Udziela się charytatywnie, zawsze służy dobrą radą. Ma
bardzo dużo pracy, mało czasu dla siebie. A mimo to, chce zorganizować nam
nowy, normalny dom. Dlatego musimy się jej jakoś odwdzięczyć. Nie wiem jeszcze,
jak, ale muszę to zrobić. Przymknęłam powieki. To były ciężkie dni. Teraz może
być już tylko lepiej. Musi.
Właśnie mija połowa września. W Japonii pięknie czerwienieją klony. A tu...
nie wiem. Podobno tu też jest pięknie. Ale ciocia zawsze mówiła tak w lecie
albo wiosną. A mamy jesień. Minęło kolejne kilka godzin. Przez zmiany stref
straciłam poczucie czasu. Nie wiem ani jaki jest dzień, ani jaka godzina. Ale
robi się ciemno, więc chyba już późno. Tak. Tego też mogę być pewna. Ayaki nie
spała. Siedziała podekscytowana przy okienku, z noskiem przyklejonym do jego
szyby. Obserwowała ludzi na lotnisku. Biegali, gubili się. Jakiś pan krzyczał
na stewardessę. Inny szukał bagażu. Był zły. Może szukała wzrokiem Annie? Może.
Ale przecież wie, że czeka nas jeszcze krótka podróż autobusem... Wie, prawda?
Nie zapomniałam jej o tym powiedzieć. Chyba...
- Chierii! - Zawołała w końcu. Oj.. Chyba jednak zapomniałam. - Gdzie ciocia
Annie?!
- Ciocia nie mieszka w stolicy. - Odpowiedziałam jen spokojnie. - Czeka nas
jeszcze pół godziny jazdy autobusem..
- Heee? Jesteś okrutna... - Jęknęła, znów opadając bez energii i życia na siedzenie.
Uśmiechnęłam się. Nie myślałam, że Ayaki aż tak stęskni się za ciocią. A może
raczej za Renee i Chibo, kotką i wilczurem cioci. Albo za jej wspaniałą,
rozpływającą się w ustach szarlotką? Albo za wszystkim na raz. Tak, to do niej
bardzo pasuje.
Minęła kolejna chwila. Szłyśmy spokojnie przez hol, trzeba dowiedzieć się, skąd odjeżdżają autobusy i kiedy będzie ten nasz... Westchnęłam tylko. Zostawiłam
Ayaki z walizką przy ławeczce, sama poszłam się czegoś dowiedzieć.
Czegokolwiek. Nie zdążyłam jednak odejść daleko.
-Zgadnij ktooo? - Nie ma opcji, że się mylę. Znam ten głos i to aż za
dobrze. Odwróciłam się szybko. Jest tu... Jednak tu jest.
Stała tuż za ławeczką, na której siedziała Ayaki. Wysoka i smukła kobieta.
Brązowy żakiet okrywał jej smukłe ramiona przed kaprysami wrześniowej pogody.
Pod nim sukienka w kolorze czerwonego wina. Dobrze dopasowana. Talia
podkreślona czarnym paskiem. Do tego baleriny na niskim obcasie. Włosy w
kolorze miodowego brązu, ułożone w krótkiego, nastroszonego boba odejmowały jej
lat. Wesołe, szare oczy takie jak u mamy i szeroki, ciepły uśmiech. Cała ciotka
Annie. Dobro w czystej postaci.
- Ciocia Annie! - Krzyknęła Ayaki, rzucając się jej na szyję. Autobus możemy
sobie odpuścić. Dzięki Bogu. Nie zniosłabym kolejnych chwil wśród nieznajomych.
Nawet, jeśli to tylko pół godziny. Podeszłam, przywitałam się. Też ją
przytuliłam. Tak dobrze znów ją widzieć. Tylko trochę, że w takich
okolicznościach. Odczułam ulgę. Zupełnie jakby odeszły wszystkie przytłaczające
mnie do tej pory zmartwienia. Cudowne uczucie. Annie wzięła nas pod ręce, cały
czas wesoło gadając i sypiąc kawałami jak z rękawa. Kółka walizki dawały taki
irytujący dźwięk. Skrzypiały straszliwie. Już wiem, czemu aż tak nie lubię
podróżować.
Ciotka Annie zaprowadziła do samego samochodu. To samo srebrzyste Suzuki.
Smukłe i delikatne, ale też z pazurem. Zupełnie jak Annie. Zapakowała walizkę
do bagażnika. Ayaki wgramoliła się na tylne siedzenie, nie minęło pięć minut, a
spała. Ja siedziałam z przodu. Obok kierowcy. Szybko zauważyła bandaż. Ale na
szczęście milczała. Jeszcze.
'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see
Bring me home in a blinding
dream
Through the secrets that I
have seen
Wash the sorrow from off my
skin
And show me how to be whole
again
'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see
Gdy tylko ruszyłyśmy, moje uszy od razu odnalazła znajoma melodia. Niektóre
piosenki mają to do siebie, że można podać ich tytuł, będąc obudzonym w środku
nocy. Ja tak mam właśnie z tą, Linkin Park- Castle Of Glass. Piękny kawałek. To
akurat mamy z ciocią podobne, jeśli nie identyczne. Gust muzyczny.
- Widzę, że nieźle się bawiłaś... - Szepnęła, gdy Chester ostatni raz powtórzył
" For you to see ".
- Coś trzeba było zrobić. - Odpowiedziałam cicho, spuszczając wzrok. Zacisnęłam
dłonie na krawędzi sukienki. - Ale nie dałam ra...-
- Airy nie mogłaś już uratować. - Przerwała mi. Kłamała. Obie to
wiedziałyśmy. Gdybym tylko zorientowała się chwilę wcześniej... Zacisnęłam
powieki. Chciała podnieść mnie na duchu, czy pokazać, że mnie za to nie wini?
Nie wiem. - I dałaś radę. Gdyby było inaczej, nie byłoby was tu teraz...
Oparłam skroń o szybę. Otworzyłam delikatnie powieki. Trzęsło. Moja dłoń
mimowolnie powędrowała do szyi. Dotknęłam bandaża, krzywiąc się przy tym.
Zmieniam rasę, kurna. Od teraz jestem pół-mumią... Słodko.
- Nie ruszaj. - Westchnęła Annie. - Wiem, że boli, ale się zagoi. Będzie
dobrze.
Docisnęła mocniej pedał gazu. Będzie dobrze, tak? Nie znam chyba nic
bardziej ironicznego od przekazu tych dwóch słów. Nie widzę tego. Nie umiem
tego dostrzec. A ona mówiła dalej. Coś o papierkowej robocie. Pewnie coś w
pracy. O nowych szkołach. Miasto się rozwija. O naszym nowym życiu. Z dala od
tamtego koszmaru. I mówiła jeszcze coś.. że jest tak strasznie dumna, że będę uczyła
się w Słodkim Amorisie. Jak ona i mama.. Tak. Cieszę się z tobą, ciociu.... Zaraz,
wróć!!! Że w słodkim czym?!
~Od autorki~
Witam, to ja. Wieczorkiem nawiedziła mnie moja stara znajoma, wena twórcza.
:3 A oto owoc tego spotkania. Mam nadzieję, że znajdzie się, choć jedna osoba,
której moje wypociny się spodobają. ^^
Hmm... podsumujmy. Mamy dwie bohaterki, grę Słodki flirt i jakąś tajemnicę. Składającą się z kilku tajemnic, jak mniemam. Sądzą, że to, kim jest bohaterka ma związek z całą tragedią, jaka ją spotkała. Nie powiem, pomysł ciut oklepany, ale może wyjść z tego coś ciekawego. Będę czekać na rozwój akcji i wątków. :) Pozdrawiam, Milli
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę i mój pomysł się spodoba. ;D
UsuńSuper blog :)
OdpowiedzUsuńnie wiem kim jesteś, ale piszesz nieziemsko *.*
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje :) Miło wiedzieć, że komuś się to podoba ;)
OdpowiedzUsuń